poniedziałek, 24 października 2011

Scena, ołtarz i bar mleczny

Serwisy TVP pieją cały dzień o pierwszym od lat teatrze telewizji na żywo. To chyba dobrze, będzie bardziej teatralnie, a TTV przestanie być synonimem niskobudżetowego filmu TV. W innej części serwisu któyś już w tym tygodniu reportaż o renesansie barów mlecznych. Jan Nowicki siedzi w takim i chwali, że smacznie, tanio i stała od lat klientela.
Tenże Nowicki krytykował swego czasu inwazję celebrytów-naturszczyków na seriale telewizyjne. Że ci amatorzy, mroczki-cichopki nie są prawdziwymi aktorami. Trochę to histerycznie wyszło, dyskusja przeniosła się na pudelka, jednak miał trochę racji.
Nie łapiemy tego na co dzień, ale teatr ma religijne korzenie. Zaczął się od uroczystości ku czci Dionizosa. Świetnie rzecz ujął Andrzej Żuławski w Na srebrnym globie, gdzie kasta aktorów rodzi się równolegle z kastą kapłanów. Stąd się wzięła późniejsza niechęć Kościoła i przysłowiowe chowanie aktorów w niepoświęconej ziemi. Z przekonania, że gdzieś podskórnie to dalej jest pogańskie misterium. No ale potem cała rzecz przygasła, rozwodniła się i jeden aktor został nawet papieżem.
Czy traktowanie teatru/filmu jako misterium religijnego nie ma już sensu? Powiedziałbym, że to, na co pomstował Nowicki, jest sprzężone z kryzysem wiary. Być może jedno napędza drugie. Akurat telewizory zdążyły się rozpanoszyć po wszystkich kontynentach, a tu bach! — i  Vaticanum Secundum.
Przypomina się angielski skecz o złowieszczym wikarym. Tytułowy kapłan anglikański zarzuca dwie nieszczęsne ofiary postnowoczesnej duchowości takim oto tekstem: myśleliście o wieczności przez 25 minut i wydaje wam się, że doszliście do ciekawych wniosków? Można to spokojnie odnieść do kategorii sztuki odgrywanej: pomizdrzyłeś się przez pięć minut na castingu, obejrzałeś ostatni odcinek Chirurgów i śmiesz się przyrównywać do mnie, adepta szkoły Stanisławskiego, który pięć razy zdawał do PWST?!
Możemy mieć nadzieję, że to nie kryzys i słaba wiara jak i poklask dla kiepskiej sztuki — były zawsze. I z tym optymistycznym akcentem piszę "pa pa".

niedziela, 2 października 2011

Usłyszane

Wczoraj odbyło się krakowskie spotkanie fantastów. Ponieważ zjechałem do Krakowa trochę wcześniej, udałem się na oglądanie półek w księgarniach. Obrodziło książkami. Kontra wreszcie wznowiła Nie trzeba głośno mówić Mackiewicza – oczywiście po zbójeckiej cenie. LTW wydało Wicikia Żywicę Floriana Czarnyszewicza, Prószyński Demona ruchu wiadomo kogo. Słowem, ożywiło się w kategorii "zapomniana proza polska". Następnie udałem się w kierunku literatury faktu. Tam, pomiędzy biografiami, wywiadami-rzekami oraz dziennikami intelektualnymi, minąłem grupkę pięciu gimnazjalistów. Rozmawiali głośno, więc proszę mnie nie oskarżać o podsłuchiwanie. Zresztą, to była rzecz warta podsłuchiwania:
– Patrz, Pan Samochodzik!
– Czytałeś?
– No jasne.
– Najlepsi są Templariusze.
– Nie, bo Niesamowity dwór.
– Templariusze to klasyka. Ale inne też dobre.
– A czytaliście kontynuacje?
– Daj spokój, do bani są. Koleś pierwszego dnia rozwalił wehikuł.
– Bez wehikułu to nie ma sensu.
– Gorzej! Samochodzikowi dał jakiemuś młodego zastępcę, który teraz jest narratorem. A z Samochodzika zrobił... [Warning! Following text may include homophobic content.] ... zrobił pedała.
– Bez sensu.
Potem pięciu gimnazjalistów pojechało windą do działu z grami i nie miałem możliwości ich dłużej posłuchać.